piątek, 21 lutego 2014

Gdy włos zaczął lecieć...

  Dziś chciałabym Wam pokrótce opowiedzieć jak to się zaczęło;)
Moje włosy, od kiedy pamiętam, były cienkie i rzadkie, ale nigdy nie miałam problemów z nadmiernym wypadaniem (właściwie to nie wypadały mi prawie wcale). W pewnym momencie zauważyłam nawet że się wzmocniły i nieco ich przybyło. Podejrzewam, że spowodowane to było przyjmowaniem tabletek antykoncepcyjnych, które zarazem stały się najprawdopodobniej przyczyną moich problemów z wypadaniem.
W czerwcu, z powodu poważnych skutków ubocznych,  odstawiłam tabletki. Wiedziałam, że po odstawieniu włosy mogą polecieć z powodu spadku poziomu estrogenu, ale nie przejmowałam się tym za bardzo. We wrześniu (czyli 3 miesiące po ostawieniu) zaobserwowałam, że nagle włosy zaczęły lecieć. Początkowo nie były to jakieś znaczne ilości, więc się nie przejmowałam. Sądziłam, że to na pewno po tabletkach i wiedziałam, że muszę to przeczekać. Zaczęłam jednak pić skrzypokrzywę, siemię lniane i przyjmować suplementy (Revalid,tran). Ścięłam również włosy (planowałam zrobić już to wcześniej,ponieważ były b.zniszczone,a ja zaczęłam interesować się włosomaniactwem) żeby wypadając wyglądały mniej spektakularnie ;)
Z początkiem nowego roku akademickiego sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Włosy zaczęły wychodzić całymi pasmami (około 400-500 dziennie), były dosłownie wszędzie! Skóra głowy zaczęła niemiłosiernie swędzieć, pojawił się straszny łojotok (głowę mogłabym myć wtedy spokojnie dwa razy dziennie). Zapadła decyzja - wybieram się do dermatologa.
Ilość włosów zebrana po myciu i czesaniu (październik). Zaznaczam, że moje włosy nie należą do najdłuższych. 

Dermatolog za wiele nie pomógł. Stwierdziła, że to najprawdopodobniej wypadanie jesienne i poleciła ściąć włosy (byłam kilka dni po wizycie u fryzjera). Załamana stanem swojej czupryny, która coraz bardziej swędziała, przetłuszczała się, a włosy leciały coraz mocniej, postanowiłam wybrać się do kolejnego dermatologa. Tym razem dostałam receptę na wcierkę, biotebal, szampon Stieprox (po którym włosy zaczęły wychodzić jeszcze bardziej), balsam Zoxiderm 150 i cynk. Stosowałam 1,5 miesiąca (do grudnia) a włosy leciały i leciały...Załamana stwierdziłam, że to niemożliwe żeby po głupich tabletkach włosy WYCHODZIŁY  z głowy aż tak bardzo. Postanowiłam wykonać badania hormonalne na własną rękę, ponieważ dermatolog stwierdziła, że nie ma to najmniejszego sensu. Czułam jednak, że badania wyjdą ok. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że androstendion podwyższony jest u mnie 3-krotnie, testosteron ponad granicę, DHEAs podchodzi pod górną garnicę,a stosunek LH do FSH wynosi 1,6. Z wynikami wybrałam się do endokrynologa. Polecił on wykonać jeszcze badanie 17-OH progesteronu oraz USG jajników. Hormon wyszedł lekko ponad granicę normy, a na jajnikach pojawiły się pęcherzyki, jednak nie wskazujące raczej na PCO. Endokrynolog sugerował wrodzony przerost nadnerczy (zespół nadnerczowy-płciowy), jednak diagnozę należy potwierdzić jak najdokładniej. Dostałam skierowanie do szpitala na oddział endokrynologiczny. Poszłam zapisać się pod koniec stycznia,a termin dostałam na 15 maja:( Na razie utknęłam więc w jednym miejscu...
Oczywiście muszę zaznaczyć, że u endokrynologa byłam na około 4/5 wizytach, w międzyczasie odwiedziłam 2 innych dermatologów, a badania powtarzałam 2 razy. O kosztach jakie poniosłam nawet nie będę wspominać...Gdybym chciała opisać wszystko dokładniej wyszłaby mi rozprawka na 10 stron:)

OBECNIE: włosy wypadają trochę mniej niż przy październikowym (początkowym) wypadaniu. Przerzedziły się jednak okropnie. Straciłam ponad połowę objętości, pojawiają się prześwity. Włosy mi odrastają, mam pełno baby hair, ale...co z tego skoro wypadają równie zawzięcie jak włosy długie:(
Piję codziennie 2 kubki skrzypokrzywy, łyżeczkę oleju z wiesiołka, przyjmuję biotebal 5 mg i calcium pantothenicum. Włosy muszę myć codziennie, ponieważ przetłuszczają się z prędkością światła, a im bardziej tłuste tym więcej ich wypada:( Na szczęście udało mi się w miarę zapanować nad swędzeniem skóry głowy.
Dzisiaj byłam włosy po raz kolejny podciąć, mając nadzieję, że krótsze będą wyglądały na odrobinę gęstsze, a efekt wypadania będzie mniej przerażający. Poza tym pozbyłam się już prawie całych mocno zniszczonych włosów z czasów gdy jedyne co z nimi robiłam to: mocny szampon + odżywka silikonowa.
Moja pielęgnacja się zmieniła, ale o tym w innym poście...:)
Aktualnie wypadająca ilość włosów (to są włosy po samym czesaniu, przy myciu wypada drugie tyle, więc łatwo sobie wyobrazić ile ich wypada....)
1. Stan włosów przed wypadaniem (czerwiec). Jak widać, moje włosy nigdy nie należały do najgrubszych,ale teraz zdecydowanie tęsknie za taką grubością warkocza:( Może nie widać tego tak bardzo na zdjęciu (słabe światło), ale włosy były w fatalnym stanie. Połamane, porozdwajane, suche:(
2. Zdjęcie zrobione dziś, tuż przed wyjściem do fryzjera.
Niestety nie mam zdjęcia z października kiedy to ścięłam je po raz pierwszy od początku wypadania.

Najbardziej aktualne zdjęcie, zrobione przed chwilą:)

Zdjęcia nie są najlepszej jakości i nie ukazują wszystkiego tak jakbym chciała, ale trudno mi samej sobie je zrobić;)

wtorek, 18 lutego 2014

Jakoś trzeba zacząć...;)

   Wolałabym,żeby okoliczności założenia tego bloga nigdy nie zaistniały, ale skoro jest jak jest...to postanowiłam podzielić się z Wami moją codzienną walką o każdy jeden włos, a przede wszystkim stworzyć miejsce gdzie będę mogła usystematyzować swoje dążenia w powrocie do "bujnej" czupryny :)
   W ramach wstępu: na imię mam Ola, mam 20 lat, jestem studentką Politechniki Warszawskiej i od września 2013, najprawdopodobniej z powodu zaburzeń hormonalnych, straciłam ponad połowę włosów. 
Utożsamiam się z włosomaniaczkami, ale samej (pomimo najszczerszych chęci), daleko mi do codziennego paprania się w olejach i dążeniu do pięknych, długich włosów. Moje włosomaniactwo polega raczej na drżeniu o każdy jeden włos, robieniu wszystkiego w celu zdiagnozowania przyczyn mojego wypadania (chociaż chyba właściwie to już łysienia:( ), podjęcia leczenia i choć w najmniejszych stopniu powstrzymania go naturalnymi sposobami w domowym zaciszu;)
Ponieważ mój chłopak i rodzina mają już serdecznie dość mojego ciągłego lamentu i żałoby po każdym jednym włosie znalezionym na ubraniu,podłodze,poduszce,szczotce i w odpływie mam nadzieję, że znajdę wsparcie w Was: blogerkach-włosomaniaczkach :) 
A tymczasem idę przygotowywać wcierkę z kozierdaki...:)