środa, 30 kwietnia 2014

Hormonalna diagnostyka szpitalna.

  Nareszcie jestem po! W poniedziałek, po 3 dniowym pobycie wróciłam do domu.
Chciałabym dziś napisać Wam czego się dowiedziałam oraz jak wygląda taki pobyt w szpitalu. Sama przed przyjęciem na oddział szukałam różnych informacji w internecie o tym jak takie badania wyglądają, ale niewiele tego można znaleźć, dlatego mam nadzieję,że ktoś kiedyś z tego skorzysta;)
Niestety w pełni zadowolona nie jestem. Jeden z wyników badań (androstendion, który był u mnie najbardziej podwyższony) nie zdążył przyjść, dlatego ostatecznej diagnozy moich zaburzeń hormonalnych nie można stwierdzić:( Mogę go odebrać po 19 maja i jeżeli będzie nieprawidłowy to będę musiała wrócić do szpitala na test hamowania dexametazonem.
Niemniej, pewnych rzeczy się dowiedziałam. Przede wszystkim z dużym prawdopodobieństwem można potwierdzić u mnie PCOS. Mam zaburzenia miesiączkowania, obraz jajników jak w zespole, hiperandrogenizm, stosunek LH:FSH ponad 5,a także towarzyszący hiperinsulinizm, najprawdopodobniej hipoglikemię i hiperprolaktynemię czynnościową.
Zaskoczeniem była dla mnie przede wszystkim hiperploaktynemia czynnościowa (która u mnie jest naprawdę BARDZO duża), ponieważ sama prolaktyna w badania wychodzi mi dobrze, dopiero po podaniu metoklopramidu wzrasta prawie 30-krotnie. I właśnie to ona może powodować między innymi wypadanie włosów, a także szereg innych zaburzeń u mnie występujących. Na razie będę próbowała zbić prolaktynę bromergonem, o którym dowiedziałam się wiele złego, dlatego bardzo boję się stosować ten lek:(
Czy któraś z Was stosowała/stosuje bromergon?
Ponadto nie spodziewałam się nieprawidłowości w poziomie insuliny i glukozy. Po 1h od podania glukozy następuje u mnie duży wyskok insuliny. Lekarz zaproponował mi stosowanie metformaxu, ale na razie się nie zdecydowałam, ponieważ będę próbowała uregulować to zmianą diety. Ważne jest jednak żeby się tym zająć, ponieważ może się to rozwinąć w cukrzycę II typu. Na oddziale leżałam z diabetykami i widziałam jak strasznie problematyczna jest ta choroba, dlatego bardzo chciałabym jej uniknąć.

Jak wygląda diagnostyka szpitalna?
Przede wszystkim trzeba przygotować się na masę czasu wolnego i zwykła nudę;)
Na oddział endokrynologii przyjęli mnie w piątek. Niekończące czekania na rejestracje, a następnie na miejsce (wolne łóżko), którego....nie było;/ Koniec końców pierwszą dobę i noc spędziłam na szpitalnym korytarzu:( (myślałam,że te czasy już minęły...). Tego dnia nic mi nie robili, ale niestety...szpital dostaje zwrot z NFZ po 3 dniach pobytu pacjenta, dlatego choćby mieliby badać Was 1 dzień to stan się musi zgadzać, więc swoje musicie odsiedzieć. To jest też czas na krótką rozmowę z lekarzem prowadzącym, który zapozna się z naszymi wynikami badań, przeprowadzi z nami wywiad, oraz powie co będzie badane.
W sobotę o 8 miałam pierwsze pobieranie krwi na czczo, następnie podano mi metoklopramid. Kolejne pobieranie było o 9, następne po 10 (w tym czasie nie wolno pić i jeść). Potem do wieczora czas wolny, a o 20 ostatnie pobieranie.
W niedzielę o 6 znowu pobrano mi krew na czczo, potem musiałam wypić szklankę glukozy, czyli cholernie słodkiego "napoju";) Następne pobieranie o 7 i kolejne o 8 (znowu nie można pić i jeść).
W międzyczasie, jak każdemu pacjentowi, wykonano mi ekg, codziennie ważono, mierzono ciśnienie i temperaturę;)
I to tyle. Jednym słowem nuda i strata czasu,ale inaczej przejść się przez to nie da:(
W poniedziałek rano przyszła do mnie Pani Doktor, która poinformowała mnie o wynikach badań, poinstruowała pokrótce jak powinna wyglądać teraz moja dieta, oraz jak mam przyjmować leki.
Porozmawiałyśmy o wpływie moich zaburzeń hormonalnych na płodność, a także mogłam zadać jej wszelkie nurtujące mnie pytania.
Następnie miałam spotkanie z dietetyczką, która dokładnie poinformowała mnie co wolno mi jeść, czego nie, oraz jak ogólnie mają wyglądać moje posiłki.


Podsumowując: teoretycznie wiadomo co i jak, ale nadal nie mogę rozpocząć pełnego leczenia, ponieważ niezbędny jest wynik androstendionu. Najprawdopodobniej skończy się jednak na leczeniu tabletkami antykoncepcyjnymi do czasu,aż będę chciała zajść w ciąże, co może być w moim przypadku niezwykle trudne:(
Właściwie jedyną możliwością wszystkich nieprawidłowości hormonalnych u mnie jest stosowanie tabletek antykoncepcyjnych. Przed kuracją hormonalną nie było u mnie żadnych problemów z cyklami, wypadaniem włosów, lekkim histuryzmem, łojotokiem itd.
Na razie czekam na wynik, rozpoczynam kurację bromergonem i mam ogromną nadzieję, że pomoże on w jakimkolwiek stopniu, ponieważ włosy lecą i lecą:(
Jeśli wytrwałyście do końca tego długiego i nudnego postu to szczerze Wam gratuluję;)

"Bardzo szczęśliwa" ja w związku z przydziałem na korytarzu, ze "smakowitą" i jakże bogatą kolacją (tak wygląda każda kolacja i śniadanie ;))



wtorek, 22 kwietnia 2014

Sposoby na wypadanie włosów.

  Jestem na siebie wściekła, że tak rzadko zaglądam na bloga, ale ogrom nauki niestety mi to uniemożliwia:( Na szczęście świąteczny okres przyniósł mi odrobinę wolnego czasu:)
W związku z tym, dziś chciałabym zebrać w jedno miejsce najczęściej pojawiające się w blogosferze produkty/sposoby na wypadanie włosów. Kolejność będzie przypadkowa;)
Chciałabym jednak zaznaczyć, że najważniejsze jest jednak (tak jak wspominałam w tym poście: http://gameofhair.blogspot.com/2014/03/po-pierwsze-diagnoza_18.html) zdiagnozowanie przyczyny naszego problemu. Musimy pamiętać, że jeśli włosy wypadają ze względu na niewłaściwą dietę to podstawą będzie jej zmiana, a resztę sposobów możemy traktować jako dopełnienie. Kiedy włosy lecą z powodu niewłaściwej pielęgnacji (farbowanie,prostowanie itd.) musimy zrezygnować z tych zabiegów.
Jeżeli wypadanie spowodowane jest różnymi zaburzeniami hormonalnymi bądź chorobami to najważniejszym punktem będzie leczenie przyczyny. Poniższe sposoby mogą nas jedynie trochę wspomóc (choć niestety nie muszą).

Wcierki - głównie kozieradka i Jantar:
O Jantarze wspominałam w ostatnim poście. Pomógł mi w okresie pogorszenia i dziś jestem tego pewna (chociaż dalej nie następuje już redukcja wypadania - osiągnęłam jedynie stały poziom). 
Wiele dziewczyn obserwuje zahamowanie/ograniczenie wypadania, ale także przyspieszenie porostu i burzę baby hair. 
Wiele z Was wymienia na swoich blogach kozieradkę. Są to żółte nasiona, które po zaparzeniu mają charakterystyczny rosołowy zapach;) Osobiście wcierałam kozieradkę przez jakieś 3 tyg., ale z powodu zapachu nie robiłam tego codziennie i jakoś ciągle o tym zapominałam, dlatego nie mogę się wypowiedzieć.
Dla wielu dziewczyn jest to jednak najlepszy i najskuteczniejszy specyfik w walce z wypadaniem,przyrostem i zagęszczeniem czupryny dlatego zdecydowanie polecam wypróbowanie:)

Jantar wlałam do butelki z atomizerem po jakimś starym kosmetyku.

Skrzypopokrzywa:
Wiele włosomaniaczek popija napar ze skrzypu i pokrzywy (w tym również ja;) 
Dlaczego?
Często jest on nieoceniona pomocą w walce z wypadaniem włosów. Ponadto możemy liczyć na szybszy przyrost włosów, pojawienie się baby hair,a także ogólną poprawę ich kondycji.
Sama, od początku włosomaniactwa popijam skrzypopokrzywę (2 kubki dziennie). Obecnie zrobiłam sobie przerwę po 3 miesięcznej kuracji i bardzo tęsknie za jej smakiem (pamiętajmy,że należy robić miesięczną przerwę po trzech miesiącach picia).
Niestety u mnie nie miała ona wpływu na wypadanie, ale pojawiło się dużo nowych włosków (które niestety i tak wypadały:((),a poza tym bardzo ją polubiłam. 

Drożdże, siemię lniane:
Na wielu blogach możemy przeczytać o "cudotwórczym" działaniu drożdży czy siemienia lnianego w walce z wypadaniem. 
Glutek lniany popijałam codziennie przez około 2 miesiące. U mnie na wypadanie oczywiście nie pomógł,ale myślę,że warto się przemóc (jego smak i konsystencja początkowo nie są najmilsze) i sprawdzić czy taka kuracja u Was zadziała. Podczas picia siemienia zauważyłam przede wszystkim większe błyszczenie włosów i prawdopodobnie większy przyrost (stosowałam w tym czasie również Jantar, więc nie mam pewności).
Drożdże są nieocenione w przyśpieszeniu przyrostu, ale mogą przyczynić się również do zahamowania wypadania. Sama popijam je codziennie od około 3 tyg. Niestety wypadanie bez zmian (a nawet gorzej, o czym ostatnio wspominałam, jednak nie wiąże tego z drożdżami), ale rzeczywiście zauważyłam znacznie szybszy przyrost.


Oleje:
Poza ogólną poprawą kondycji włosów, często oleje mogą pomóc nam w walce z wypadaniem.
Wiele z Was z powodzeniem wciera je w skalp czego szczerze zazdroszczę, bo u mnie wypadanie właśnie się wtedy wzmaga. Warto więc wypróbować olejowanie skóry głowy i zobaczyć czy w naszym przypadku przyniesie to korzyści.
Przede wszystkim polecam wypróbować olej rycynowy, olej Khadi, olej Sesa, olej z czarnuszki, ale także wszelkie inne oleje które wcieracie na długość.




Suplementy - głównie Calcium Pantothenicum:
Możemy również wypróbować stosowanie suplementów. Dosyć często spotykałam się na blogach z recenzjami CP. Wiele dziewczyn wspominało o ograniczeniu wypadania. 
Przy suplementach warto jednak pamiętać, że aby zauważyć jakiekolwiek efekty musimy być systematyczne i cierpliwe (zresztą jak w każdej metodzie;)).
CP stosowałam przez parę tygodni, ale dosyć szybko zrezygnowałam, ponieważ jedno opakowanie starczało mi na mniej niż 2 tyg. i ciągle zapominałam kupić nowe. Niestety u mnie ani nie zahamował wypadania, ani nie przyspieszył porostu i nie przyczynił się do pojawienie baby hair.




Wszelkie kosmetyki przeciw wypadaniu:
Możemy również wypróbować różne szampony/ampułki/maski/odżywki/balsamy przeciw wypadaniu włosów, jednak zazwyczaj mają one dość ograniczone działanie. Nie mniej warto spróbować, ponieważ w naszym przypadku może przynieść to jakieś rezultaty.

A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby w walce z wypadaniem włosów? 

wtorek, 15 kwietnia 2014

Jantarowy cud?

  Ostatnio pisałam o kryzysie, który mnie dopadł. Z dnia na dzień pojawił się straszny łupież, a włosów zaczęło wypadać dwukrotnie więcej.
Jednak sytuacja została równie szybko "opanowana", a przynajmniej na razie tak to wygląda.
Jak to się stało?
A no tak, że w piątek wybrałam się po wcierkę Jantar, której jedno opakowanie już zużyłam. Ponieważ nie mogę jakoś zmobilizować się do wcierania kozieradki (jestem w tym strasznie niesystematyczna) to postawiłam na Jantar, który jest bezzapachowy i spokojnie mogę go wcierać po umyciu włosów.
Niestety znowu nie posiadam własnego zdjęcia, ponieważ nie lubię tej szklanej butelki i jej zawartość przelewam do atomizera.



Już następnego dnia po użyciu zauważyłam,że włosów leciało mniej. Byłam w lekkim szoku, ale pomyślałam, że nie raz bywało tak,że jednego dnia było lepiej,a drugiego gorzej, dlatego nie ma co się przedwcześnie cieszyć. Wtarłam więc wcierkę w skórę głowy w sobotę,niedziele i poniedziałek. Dziś widzę,że wypadanie każdego dnia stopniowo się zmniejsza. Czy to w ogóle możliwe żeby jakikolwiek specyfik zadziałał właściwie już po pierwszym użyciu?:)
Jeśli tak to ja zamawiam od razu cała paletę Jantaru! :)

Myślę,że większość z Was go zna, ale dla tych które do tej pory się z nim nie spotkały:

Działanie:
Według producenta wcierka hamuje wypadanie włosów, stymuluje ich wzrost i odżywianie. 
Jantar przewija się na wielu blogach i z tego co zauważyłam u większości użytkowniczek przede wszystkim przyczynia się do pojawienia baby hair oraz przyspieszenia porostu. Kilka wspominało również o ograniczeniu wypadania pod czym podpisuję się i ja:)
Osobiście, podczas wcześniejszego stosowania zauważyłam wysyp baby hair. Pojawiło się ich wtedy naprawdę sporo.
Myślę, że jeśli jeszcze wcierka nie zagościła pośród Waszych włosowych zapasów to warto to zmienić i zobaczyć jak się sprawdzi;) 

Nie raz wspominałam, że poza tym, że nadmiernie wypadają mi "stare" włosy to równie mocno wypadają te, które dopiero co odrosły:( Zebrałam ostatnio parę włosów różnej długości żeby Wam to pokazać.
Przepraszam za tę beznadziejną jakość zdjęcia i odbijająca się lampę, ale bez niej nic nie było widać;)




Mam nadzieję, że ograniczenie wypadania rzeczywiście związane jest z zastosowaniem Jantaru,a nie z jakimś przejściowym stanem. Poza tym chciałabym Was spytać jaką nawilżająca maskę mogłybyście polecić? Planuję zakupić kolejne opakowanie mojej niezastąpionej Natur Vital,ale chętnie wypróbuje czegoś nowego. Szczególnie Waszych włosowych must have!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Maska Natur Vital aloesowa - moje włosowe must have!

  Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą recenzją na blogu:) Sama bardzo lubię takie wpisy i uważam, że ta maska zasługuje na osobny post.
Niestety moje wydenkowane opakowanie zostało wyrzucone, więc muszę posłużyć się zdjęciami z internetu.


Skład: 
Aqua, Cetearyl Alcohol, Aloe Barbadenis Leaf Juice, Cetyl Esters, Glycerin, Juniper Communis Fruit Extrat, Behetrimonium Chloride, Panthenol, Cetrimonium Chloride, Parfum: Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Sehydroacetic Acid, CI 7789

Bardzo lubię wszystko co proste i treściwe. A ten skład zdecydowanie do takich należy.
To co najważniejsze to sok z liści aloesu już na 3 miejscu.  Ma on silnie nawilżające działanie.
Możemy w nim znaleźć również glicerynę (nawilżenie) oraz ekstrakt z owoców jałowca (6 miejsce).
Ekstrakt zmniejsza wydzielanie łoju, dlatego może sprawdzić się u osób z przetłuszczająca się skórą głowy oraz z łupieżem. Ponadto aktywuje nasadę włosa pobudzając włosy do wzrostu.
W masce możemy znaleźć również pantenol, który nawilża, wygładza, nadaje włosom połysk i ułatwia ich rozczesywanie.

Opakowanie/wydajność/zapach:
Maska zaopatrzona jest w takie piankowe zabezpieczenie. Mnie denerwowało, dlatego od razu odkręciłam wieczko i ją wyciągnęłam. Poza tym nie mam nic do zarzucenia, wieczko otwierane na klapkę mi pasowało. 
Maska jest raczej gęsta i łatwo nakłada się na włosy. Wystarczy naprawdę niewielka jej ilość żeby poczuć działanie. 
Niestety ja swoją trzymałam pod prysznicem, co było głupim pomysłem:( Po pewnym czasie woda dostała się do wnętrza opakowania, maska zrobiła się wodnista, spływała mi po rękach i miałam wrażenie,że zaczęła gorzej działać. Mimo, że pozostało mi jej jeszcze trochę to przy sprzątaniu opakowanie spadło, otworzyło się i cała zawartość się wylała:( 
Maskę miałam około 3 miesięcy. Włosy mam średniej długości, sporo mi się jej ulało, resztka zupełnie zniknęła w odpływie i dodatkowo podbierała mi ją mama;) Stosowałam ją mniej więcej co drugie mycie.
Jeśli chodzi o zapach to mi on zupełnie nie przeszkadzał, ale ja mam wysoką tolerancję;) Po pewnym czasie w ogóle go nie czułam, ale wiem, że sporo dziewczyn na niego narzeka.

Jak ją stosowałam: 
W związku z tym, że nie mogę zostawiać żadnego produktu dłużej na mojej głowie (mocniejsze wypadanie), to maskę stosowałam jako odżywkę po myciu. Nakładałam ją mniej więcej co 2-3 dzień na długość, od ucha w dół, na kilka minut, w czasie których brałam prysznic.  Efekty i tak były znakomite, więc zdecydowanie polecam spróbować trzymać ją przez dłuższy czas.

Moja opinia:
Maska zdecydowanie mnie zachwyciła! 
Zauważyłam dużą poprawę stanu włosów od początku jej stosowania. Nabrały blasku, zawsze były niesamowicie miękkie w dotyku (uwielbiałam je macać:D). Z rozczesywaniem nie było żadnych problemów (nawet gdy były jeszcze mokre). Włosy stawały się sprężyste i wygładzone, a jednym z najważniejszych dla mnie pozytywów było to, że znacznie mniej plątały się w ciągu dnia. 
Maska nawilża jak żadna inna, a przy tym ani razu nie obciążyła moich cienkich włosów!
Zawsze mogłam na nią liczyć i kiedy chciałam mieć pewność, że moje włosy będą w jak najlepszej formie nie wahałam się jej użyć.
Jestem pewna, że na jednym opakowaniu się nie skończy:)

Dostępność/cena: 
Maskę możemy dostać jedynie w drogeriach Natura, ale niestety też nie w każdej. Swoją udało mi się dopiero upolować w pasażu Metra Centrum, mimo, że wcześniej szukałam jej chyba w 3 drogeriach. 
Cena to około 23 zł, ale zdarzają się promocje kiedy maska kosztuje około 19 zł. 


Niestety u mnie kryzys trwa w najlepsze:( Jestem coraz bardziej załamana...dzienna ilość wypadających włosów podchodzi już pod 300, nie mogę opanować łupieżu. Codziennie mam bad hair day i włosy stale muszę nosić związane, bo inaczej wyglądam jakby kopnął mnie piorun:( Jedyną odpowiednią dla mnie fryzurą jest warkocz, bo wszelkie koczki czy kucyki "wyciągają" ze mnie z 30 włosów.
Moje hormony muszą nieźle buzować, ponieważ zaczynam mieć coraz większe problemy z cyklem. Najpierw miesiączki nie widziałam przez 3 miesiące, potem pojawiła się po 2 tyg. 
Zaczynają mnie nachodzić myśli żeby znowu podciąć włosy,aby efekt ich wypadania był mniej widoczny i nie wyglądały tak straszliwie mizernie. Jedyne co mnie powstrzymuje to fakt, że jest mi po prostu w krótkich nieładnie. 
Czekam na 25 kwietnia jak na zbawienie (wizyta w szpitalu)! 

U Was też dziś było tak cudnie ciepło?:) Nawet nauka spektrografii emisyjnej w tak ciepły dzień, na tarasie i z w towarzystwie włosowych witaminek nie wydawała się taka straszna:) 


środa, 2 kwietnia 2014

Rosyjskie zakupy vol.1

  Przez ostatni tydzień nie miałam czasu na blogowanie:( Tak to już na moich studiach bywa,że pierwszy miesiąc semestru mam bardzoo luźny, nie mam jeszcze wielu zajęć, ani żadnych kolokwiów, a potem wszystko kumuluje się w jednym momencie. Na szczęście 2 pierwsze kolokwia za mną i na razie póki co tydzień przerwy:)
  W piątek wybrałam się na Targi medycyny i kosmetyki naturalnej przy Metrze Wawrzyszew. Niestety wybrałam dość niefortunny termin, ponieważ wiele stoisk było jeszcze nieczynnych (targi trwały przez cały weekend). Niemniej, udało mi się co nieco kupić:)
Od samego początku włosomaniactwa kusiły mnie rosyjskie kosmetyki. Na szczęście potrafię się opanować i nie kupować wszystkiego na raz tylko systematycznie zużywać to co mam:) Ponieważ moje zapasy lekko się już uszczupliły, to pomimo ostatniej "afery" z kosmetykami od naszych sąsiadów w roli głównej, postanowiłam je wypróbować.
Niestety muszę przyznać,że się nie przygotowałam (nie zorientowałam się jakie są ceny tych kosmetyków w internecie) wpadłam w lekki amok i nie do końca analizowałam co kupuję:( (co zdarza mi się bardzo rzadko,bo jestem sporą sknerą:P). Skutego tego jest taki,że przepłaciłam.


Jak widać wzbogaciłam się o:
- Balsam na kwiatowym propolisie.
- Szampon Love2Mix Organic z efektem laminowania.
- Olej ze słodkich migdałów.
- Olej kokosowy.
- Mydło Aleppo z olejkiem arganowym.

O ile balsam i olej ze słodkich migdałów wypróbowałam to szampon i olej kokosowy czekają na swoją kolej.
Pomimo bardzo rozbieżnych opinii na temat balsamu, na moich cienkich i skłonnych do obciążenia włosach sprawdził się na razie dobrze. Włosy były wystarczająco nawilżone, wygładzone i dociążone. Ciężko mi powiedzieć coś więcej, bo na razie użyłam go tylko raz.
Olej ze słodkich migdałów natomiast się nie sprawdził. Włosy po nim były może i gładkie oraz przyjemne w dotyku, ale fruwające na wszystkie strony;/ W żaden sposób nie mogłam ich ujarzmić, dlatego pozostało mi jedynie ich spięcie. Przy okazji nauczyłam się co tak naprawdę znaczy olej rafinowany i nierafinowany i jaki warto kupować, bo tej pory na mojej głowie zagościł jedynie olej Alterry, Babydream fur Mama i lniany,a poza tym żaden inny solo.
Natomiast  mydło aleppo szczerze pokochałam i jestem pewna, że będę do niego wracać! O ile nie mam problemu z trądzikiem, to moją zmorą są zaskórniki. Mydło doskonale oczyszcza twarz i powoduje,że są one zdecydowanie mniej widoczne, a skóra jest wygładzona. Dobrze sprawuje się do mycia całego ciała. Na razie nie próbowałam nim myć włosów, bo póki co, moja skóra głowy potrzebuje silnego oczyszczenia.

Niestety od kilku dni zauważyłam spory regres. Włosów znowu zaczęło wypadać grubo ponad 100 dziennie, a było już tak obiecująco:( Myślę, że spowodowane jest to nawrotem silnego łupieżu, który z kolei nie wiem skąd się wziął. Nie bardzo wiem jak z tym walczyć, bo wszelkie szampony i balsamy przeciwłupieżowe tylko wzmagają problem wypadania:( Na razie zawieszam wszelkie eksperymenty, oleje, wcierki, a pielęgnacje sprowadzę do minimum. 

A może Wy znacie jakieś skuteczne sposoby walki z łupieżem? Może jest jeszcze coś czego nie wypróbowałam, a będzie w stanie pomóc...