środa, 14 maja 2014

Majowa aktualizacja.

 Dzisiaj przychodzę z obiecaną, majową aktualizacją:)
Od razu zaznaczam, że zdjęcia są marnej jakości i słabo oddają prawdziwy stan włosów:( Po pierwsze to nie ma mi kto ich robić, dlatego używam samowyzwalacza. Po drugie mój aparat robi zdjęcia gorszej jakości niż telefon, więc używam telefonu.
Po trzecie, za późno się za nie zabrałam i oświetlenie było już marne:(

Jednym z moich pierwszych zakupów od czasu świadomej pielęgnacji były nożyczki. Planowałam podcinać sama końcówki co 2 miesiące, bo szkoda mi było wydawać na podcięcie 2 cm 45 zł i jeszcze ryzykować utratą 10 cm;)
Niestety...bardziej dwóch lewych rąk niż ja nie ma chyba nikt;) Zmuszona byłam znaleźć kogoś kto będzie mógł mi te włosy podcinać. Padło na...mojego chłopaka:) Może być to trochę śmieszne, ale jak na przyszłego Pana stomatologa przystało jest bardzo precyzyjny. Poza tym podcinał włosy babci, więc stwierdził, że to dla niego żaden problem:D
Za pierwszym razem byłam naprawdę zadowolona. Włosy były równe i pozbyłam się tylko 2 cm. 
Niestety...nie wiem co się teraz stało,ale z włosów zrobił mi...dwie warstwy. Ściął z 5 cm górnej,a dolnej w ogóle nie ruszył. Oczywiście wykłócał się ze mną z godzinę, że przecież obciął tak samo jak ostatnio, wszystko jest równo tylko mi się nie podoba "bo Ty to się taka włosowa specjalistka zrobiłaś":D 
Nie chciałam się już wykłócać, więc po cichu poszłam następnego dnia do pierwszego lepszego fryzjera. Do mojego jedynego zaufanego nie było akurat terminów:( Niestety...włosów mi podcięła znacznie więcej niż chciałam, ale nie ubolewam nad tym strasznie. Od czasu kiedy włosy zaczęły mi wypadać, długość ma dla mnie drugorzędne znaczenie - im dłuższe tym smętniej wyglądają:(

Przed zrobieniem dzisiejszych zdjęć chciałam zrobić mały eksperyment. Nie raz wspominałam, że nie mogę nakładać olei dłużej niż na 1h (maski stosuje tylko jako odżywki),a tym bardziej nakładać nic na skalp.
Chciałam sprawdzić czy nadal włosy będą wypadały tak bardzo kiedy zastosuje bardziej "złożoną" pielęgnację.
Nałożyłam więc olej kokosowy na 5h i na 1h przed myciem wtarłam olejek z Mydlarni u Franciszka w skórę głowy. Włosy dwukrotnie umyłam szamponem Love2Mix Organic z efektem laminowania, nałożyłam odżywkę Garnier Masło Karite i użyłam płukanki z mięty.


Te zdjęcia miały posłużyć zobrazowaniu jak rzadkie są moje włosy. Niestety zdjęcie trochę zakłamane, bo włosy są tuż po umyciu, więc mają znacznie więcej objętości. Normalnie w ciągu dnia kucyk wygląda zdecydowanie żałośniej:(

Niestety, nie ma nic na tym świecie za darmo i za taką "złożoną" pielęgnację zapłaciłam zwiększoną ilością wypadających włosów:(
Mycie+czesanie (to ta sama ilość włosów, na drugim zdjęciu zrobiłam z nich po prostu kulkę)

W poniedziałek będę mogła nareszcie odebrać wynik androstendionu i umówić się do mojego endo. Jeśli do lipca nie rozpocznę jakiegoś leczenia to chyba się załamie...
Na razie przyjmuję Bromergon (hiperprolaktynemia czynnościowa) i na szczęście nie odczuwam żadnych skutków ubocznych. Na włosy niestety żadnego wpływu lek nie ma:(
Poza tym chce się Wam pochwalić. Od dwóch tygodni jestem na zleconej diecie glikemicznej i jestem z siebie dumna! Do tej pory udawało mi się zmienić sposób żywienia na jakieś 3-4 dni. Teraz mam dużą motywację i liczę, że uda mi się wprowadzić takie nawyki na stałe. 
Niestety waga ani drgnie, ale wizualnie wydaje mi się,że trochę mi ubyło. Dodatkowo zaczęłam biegać i jeździć na orbiterku:) Mam nadzieję,że uda mi się zgubić 6-7 kg, które przybyły od początku problemów z hormonami. 

wtorek, 13 maja 2014

Liebster Blog Award

Ehh..cóż za przerwa w blogowaniu:(
Niestety...nauka mnie przytłacza, a maj i czerwiec to najgorsze miesiące (myślę, że dla wielu studentów). Obiecuję poprawić się w wakacje, jeśli tylko nie będzie czekał mnie wrzesień;)
A jutro postaram się wstawić aktualizację włosową;)

Dzisiaj będzie nudno dla niezainteresowanych, ale zostałam ostatnio 3-krotnie nominowana do Liebster Blog Award i czuję się zobowiązana odpowiedzieć na pytania dziewczyn;)
Z tego miejsca serdecznie dziękuję:
http://taczycowakasia.blogspot.com/
http://sensesangel.blogspot.com/
http://aqiece.blogspot.com/
:)
Jeśli chodzi o dalszą nominację to niestety muszę trochę złamać zasady. Większość dziewczyn została już nominowana i nie chcę nominować ich po raz kolejny, a nie jestem aktywnym obserwatorem zbyt dużej ilości blogów:( Dlatego nominuję tylko 6 blogów.


Zasady:
„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. 
Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. 
Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. 
Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. 
Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.


Moje odpowiedzi:
Kasia:
 1. Komedia czy horror?
        Horror. Jestem ich wielką fanką, ale chyba obejrzałam już wszystkieL
 2.Elegancko czy na sportowo?
       Pośrodku;) Nie noszę ani typowo sportowych, ani typowo eleganckich ubrań. Przede wszystkim cenię sobie wygodę!
   3. Jaki typ urody mężczyzny podoba Ci się podoba?
             Najbardziej to podoba mi się mój mężczyzna;) A tak poza tym to przede wszystkim facet to ma być dla mnie facet! Koniecznie musi mieć zarost, który UWIELBIAM, ważne żeby był wyższy ode mnie i nie był łysy;) I jeszcze kocham brązowe oczy u mężczyzn. 
4. Co najważniejsze jest dla Ciebie u partnera?
     To czy mogę na niego liczyć w niecodziennych sytuacjach, czy znajdę w nim wsparcie i pomoc.
 5. Jesteś wolna czy zajęta?
      Od dwóch lat w związku z najwspanialszym facetem na ziemiJ
 Nie umiem być sama, od gimnazjum praktycznie non stop jestem w związku. Wszystkie były względnie długotrwałe. Kiedy moje koleżanki miały chłopaków na miesiąc to ja ze swoimi byłam po 2-3 lata;)
 6.Włosy masz proste, kręcone czy falowane?
      Kiedyś się podkręcały, teraz są proste.
 7. Jesteś krótko czy długowłosa?
            Średniowłosa, chociaż fryzjer jak ścina mi włosy to ciągle mi wmawia, że mimo, że uciął 5 cm to nadal mam włosy długie;)
8. Co sądzisz o moim blogu?Co powinnam w nim zmienić?
      Nic nie zmieniaj;) Dla mnie mogłoby być więcej postów dotyczących walki z Hashimoto i problemami z tarczycą, ponieważ lubię czytać jak radzą sobie inne dziewczyny z zaburzeniami hormonalnymi.
9.Uprawiasz jakieś sporty czy jesteś leniuszkiem?
            Przez pewien czas grałam w siatkówkę, ale problemy z kolanami mi to uniemożliwiły.
Lubię ruch, ale zwykle nie mam na niego czasuL Chociaż w okresie wiosenno-letnim staram się jak najwięcej jeździć na rowerze, a obecnie zaczęłam biegać.
10.Która cecha fizyczna (zewnętrzna) jest Twoim atutem?
 „Talia osy” ;)

11. Co chciałabyś zmienić w swojej osobie?
         Chciałabym zdecydowanie mniej się wszystkim przejmować, wiecznie nie stresować, być mniej ambitna i wymagająca od siebie i bardziej wierzyć w siebie.

Sensesangel:
1.Słodkie ciasteczka czy słone paluszki?
Słodkie ciasteczkaJ
2. Rower wodny czy stacjonarny?
       Stacjonarny, na wodnym jeździłam tylko raz jak miałam z 7 lat, więc nie bardzo mam porównanie.
3. Jesteś nocnym markiem czy chodzisz spać z "kurami"?
 Ani jedno, ani drugie. Wszystko zależy od tego na którą mam następnego dnia zajęcia, czy mam coś do zrobienia itd.
4. Humanista czy nauki ścisłe?   
    Nauki ścisłe, studiuję Technologię Chemiczną.
5. Ostatni sen, który pamiętasz?
Wybuch bomby w metrze którym jechałam. Sen taki a nie inny, ponieważ ostatniow ewakuowali metro, bo jakieś gówniarze rozpyliły gaz, komunikacja była sparaliżowana, a ja (bardzo punktualna osoba) spóźniłam się na kolokwium co strasznie przeżywałamL
6. Kiedy ostatnio się śmiałaś? Z czego?
Nie mam zielonego pojęcia;)
7. Ukochana bajka z dzieciństwa?  
Krecik i Smerfy!
8. Słońce, plaża i woda czy deszcz, koc i książka?
Raz tak, a raz tak. Zależy od nastroju.
9. Wolisz stać przed obiektywem czy robić zdjęcia komuś/czemuś?
Nie lubię ani jednego, ani drugiego. Ale z dwojga złego wolę chyba robić zdjęcia.
10. Twój wymarzony prezent to...? 
Ładny, terenowy samochód :D
11. Co sprawia,że jesteś szczęśliwa...?   
Mój mężczyzna, zaliczone kolokwia i egzaminy na studiach, nowe ubrania i kosmetyki, jedzenie :D

Aqiece:
1. Książka czy gazeta?
Książka.
2. Twoja wymarzona podróż?     
  Chciałabym przejechać stopem całą Europę, ale niestety jestem na ta zbyt mało odważna;)
3. Ulubiony kosmetyk do oczu?       
Nie mam ulubione marki, ale nie obejdę się po prostu bez tuszu do rzęs.
4. Jakie jest Twoje najmilsze wspomnienie z dzieciństwa?       
Bardzo dobrze wspominam wszystkie beztroskie wakacje w Krynicy Morskiej, gdzie spędzałam co roku przynajmniej 3 tygodnie.
5. Ulubiona blogerka to...     
Hmmm...
6. Ulubiony sport?    
   Siatkówka.
7. Jak spędzasz czas wolny?      
Mam go bardzo mało i dlatego właściwie cały wolny czas poświęcam swojemu chłopakowi.
8. Jakiej muzyki słuchasz?
      Najróżniejszej, po prostu to co mi się podoba. Od hip-hopu, przez reggae po rock. Ale chyba najwięcej cenię sobie zespołów/muzyków rockowych.
9. Wolisz dzień czy noc?
       Zależy od sytuacji;)
10. Lubisz uczyć się nowych języków? 
  Niestety zupełnie nie mam głowy do nauki językówL Ale gdybym tylko miała to na pewno bym lubiła, bo bardzo chciałabym znać przynajmniej 3 obce.
11. Ulubiony kolor?  
Różowy:)


Nominuję:


Moje pytania:
1.       Uczysz się/studiujesz/pracujesz?
2.       Masz prawo jazdy? Jeśli tak, to za którym razem je zdałaś?;)
3.       Włosy kręcone czy proste?
4.       Z jakiego województwa jesteś?
5.       Masz rodzeństwo?
6.       Na co zwracasz uwagę u mężczyzn ? (wygląd zewnętrzny)
7.       Którą cechę charakteru najbardziej u siebie cenisz?
8.       Oglądasz jakieś seriale?
9.       Łatwo przychodzi Ci wydawanie pieniędzy, czy tak jak ja każdy zakup analizujesz kilkakrotnie? ;)
10.   Jaki kosmetyk zawsze musi znaleźć się na Twojej półce?
11.   Woda niegazowana czy gazowana?


środa, 30 kwietnia 2014

Hormonalna diagnostyka szpitalna.

  Nareszcie jestem po! W poniedziałek, po 3 dniowym pobycie wróciłam do domu.
Chciałabym dziś napisać Wam czego się dowiedziałam oraz jak wygląda taki pobyt w szpitalu. Sama przed przyjęciem na oddział szukałam różnych informacji w internecie o tym jak takie badania wyglądają, ale niewiele tego można znaleźć, dlatego mam nadzieję,że ktoś kiedyś z tego skorzysta;)
Niestety w pełni zadowolona nie jestem. Jeden z wyników badań (androstendion, który był u mnie najbardziej podwyższony) nie zdążył przyjść, dlatego ostatecznej diagnozy moich zaburzeń hormonalnych nie można stwierdzić:( Mogę go odebrać po 19 maja i jeżeli będzie nieprawidłowy to będę musiała wrócić do szpitala na test hamowania dexametazonem.
Niemniej, pewnych rzeczy się dowiedziałam. Przede wszystkim z dużym prawdopodobieństwem można potwierdzić u mnie PCOS. Mam zaburzenia miesiączkowania, obraz jajników jak w zespole, hiperandrogenizm, stosunek LH:FSH ponad 5,a także towarzyszący hiperinsulinizm, najprawdopodobniej hipoglikemię i hiperprolaktynemię czynnościową.
Zaskoczeniem była dla mnie przede wszystkim hiperploaktynemia czynnościowa (która u mnie jest naprawdę BARDZO duża), ponieważ sama prolaktyna w badania wychodzi mi dobrze, dopiero po podaniu metoklopramidu wzrasta prawie 30-krotnie. I właśnie to ona może powodować między innymi wypadanie włosów, a także szereg innych zaburzeń u mnie występujących. Na razie będę próbowała zbić prolaktynę bromergonem, o którym dowiedziałam się wiele złego, dlatego bardzo boję się stosować ten lek:(
Czy któraś z Was stosowała/stosuje bromergon?
Ponadto nie spodziewałam się nieprawidłowości w poziomie insuliny i glukozy. Po 1h od podania glukozy następuje u mnie duży wyskok insuliny. Lekarz zaproponował mi stosowanie metformaxu, ale na razie się nie zdecydowałam, ponieważ będę próbowała uregulować to zmianą diety. Ważne jest jednak żeby się tym zająć, ponieważ może się to rozwinąć w cukrzycę II typu. Na oddziale leżałam z diabetykami i widziałam jak strasznie problematyczna jest ta choroba, dlatego bardzo chciałabym jej uniknąć.

Jak wygląda diagnostyka szpitalna?
Przede wszystkim trzeba przygotować się na masę czasu wolnego i zwykła nudę;)
Na oddział endokrynologii przyjęli mnie w piątek. Niekończące czekania na rejestracje, a następnie na miejsce (wolne łóżko), którego....nie było;/ Koniec końców pierwszą dobę i noc spędziłam na szpitalnym korytarzu:( (myślałam,że te czasy już minęły...). Tego dnia nic mi nie robili, ale niestety...szpital dostaje zwrot z NFZ po 3 dniach pobytu pacjenta, dlatego choćby mieliby badać Was 1 dzień to stan się musi zgadzać, więc swoje musicie odsiedzieć. To jest też czas na krótką rozmowę z lekarzem prowadzącym, który zapozna się z naszymi wynikami badań, przeprowadzi z nami wywiad, oraz powie co będzie badane.
W sobotę o 8 miałam pierwsze pobieranie krwi na czczo, następnie podano mi metoklopramid. Kolejne pobieranie było o 9, następne po 10 (w tym czasie nie wolno pić i jeść). Potem do wieczora czas wolny, a o 20 ostatnie pobieranie.
W niedzielę o 6 znowu pobrano mi krew na czczo, potem musiałam wypić szklankę glukozy, czyli cholernie słodkiego "napoju";) Następne pobieranie o 7 i kolejne o 8 (znowu nie można pić i jeść).
W międzyczasie, jak każdemu pacjentowi, wykonano mi ekg, codziennie ważono, mierzono ciśnienie i temperaturę;)
I to tyle. Jednym słowem nuda i strata czasu,ale inaczej przejść się przez to nie da:(
W poniedziałek rano przyszła do mnie Pani Doktor, która poinformowała mnie o wynikach badań, poinstruowała pokrótce jak powinna wyglądać teraz moja dieta, oraz jak mam przyjmować leki.
Porozmawiałyśmy o wpływie moich zaburzeń hormonalnych na płodność, a także mogłam zadać jej wszelkie nurtujące mnie pytania.
Następnie miałam spotkanie z dietetyczką, która dokładnie poinformowała mnie co wolno mi jeść, czego nie, oraz jak ogólnie mają wyglądać moje posiłki.


Podsumowując: teoretycznie wiadomo co i jak, ale nadal nie mogę rozpocząć pełnego leczenia, ponieważ niezbędny jest wynik androstendionu. Najprawdopodobniej skończy się jednak na leczeniu tabletkami antykoncepcyjnymi do czasu,aż będę chciała zajść w ciąże, co może być w moim przypadku niezwykle trudne:(
Właściwie jedyną możliwością wszystkich nieprawidłowości hormonalnych u mnie jest stosowanie tabletek antykoncepcyjnych. Przed kuracją hormonalną nie było u mnie żadnych problemów z cyklami, wypadaniem włosów, lekkim histuryzmem, łojotokiem itd.
Na razie czekam na wynik, rozpoczynam kurację bromergonem i mam ogromną nadzieję, że pomoże on w jakimkolwiek stopniu, ponieważ włosy lecą i lecą:(
Jeśli wytrwałyście do końca tego długiego i nudnego postu to szczerze Wam gratuluję;)

"Bardzo szczęśliwa" ja w związku z przydziałem na korytarzu, ze "smakowitą" i jakże bogatą kolacją (tak wygląda każda kolacja i śniadanie ;))



wtorek, 22 kwietnia 2014

Sposoby na wypadanie włosów.

  Jestem na siebie wściekła, że tak rzadko zaglądam na bloga, ale ogrom nauki niestety mi to uniemożliwia:( Na szczęście świąteczny okres przyniósł mi odrobinę wolnego czasu:)
W związku z tym, dziś chciałabym zebrać w jedno miejsce najczęściej pojawiające się w blogosferze produkty/sposoby na wypadanie włosów. Kolejność będzie przypadkowa;)
Chciałabym jednak zaznaczyć, że najważniejsze jest jednak (tak jak wspominałam w tym poście: http://gameofhair.blogspot.com/2014/03/po-pierwsze-diagnoza_18.html) zdiagnozowanie przyczyny naszego problemu. Musimy pamiętać, że jeśli włosy wypadają ze względu na niewłaściwą dietę to podstawą będzie jej zmiana, a resztę sposobów możemy traktować jako dopełnienie. Kiedy włosy lecą z powodu niewłaściwej pielęgnacji (farbowanie,prostowanie itd.) musimy zrezygnować z tych zabiegów.
Jeżeli wypadanie spowodowane jest różnymi zaburzeniami hormonalnymi bądź chorobami to najważniejszym punktem będzie leczenie przyczyny. Poniższe sposoby mogą nas jedynie trochę wspomóc (choć niestety nie muszą).

Wcierki - głównie kozieradka i Jantar:
O Jantarze wspominałam w ostatnim poście. Pomógł mi w okresie pogorszenia i dziś jestem tego pewna (chociaż dalej nie następuje już redukcja wypadania - osiągnęłam jedynie stały poziom). 
Wiele dziewczyn obserwuje zahamowanie/ograniczenie wypadania, ale także przyspieszenie porostu i burzę baby hair. 
Wiele z Was wymienia na swoich blogach kozieradkę. Są to żółte nasiona, które po zaparzeniu mają charakterystyczny rosołowy zapach;) Osobiście wcierałam kozieradkę przez jakieś 3 tyg., ale z powodu zapachu nie robiłam tego codziennie i jakoś ciągle o tym zapominałam, dlatego nie mogę się wypowiedzieć.
Dla wielu dziewczyn jest to jednak najlepszy i najskuteczniejszy specyfik w walce z wypadaniem,przyrostem i zagęszczeniem czupryny dlatego zdecydowanie polecam wypróbowanie:)

Jantar wlałam do butelki z atomizerem po jakimś starym kosmetyku.

Skrzypopokrzywa:
Wiele włosomaniaczek popija napar ze skrzypu i pokrzywy (w tym również ja;) 
Dlaczego?
Często jest on nieoceniona pomocą w walce z wypadaniem włosów. Ponadto możemy liczyć na szybszy przyrost włosów, pojawienie się baby hair,a także ogólną poprawę ich kondycji.
Sama, od początku włosomaniactwa popijam skrzypopokrzywę (2 kubki dziennie). Obecnie zrobiłam sobie przerwę po 3 miesięcznej kuracji i bardzo tęsknie za jej smakiem (pamiętajmy,że należy robić miesięczną przerwę po trzech miesiącach picia).
Niestety u mnie nie miała ona wpływu na wypadanie, ale pojawiło się dużo nowych włosków (które niestety i tak wypadały:((),a poza tym bardzo ją polubiłam. 

Drożdże, siemię lniane:
Na wielu blogach możemy przeczytać o "cudotwórczym" działaniu drożdży czy siemienia lnianego w walce z wypadaniem. 
Glutek lniany popijałam codziennie przez około 2 miesiące. U mnie na wypadanie oczywiście nie pomógł,ale myślę,że warto się przemóc (jego smak i konsystencja początkowo nie są najmilsze) i sprawdzić czy taka kuracja u Was zadziała. Podczas picia siemienia zauważyłam przede wszystkim większe błyszczenie włosów i prawdopodobnie większy przyrost (stosowałam w tym czasie również Jantar, więc nie mam pewności).
Drożdże są nieocenione w przyśpieszeniu przyrostu, ale mogą przyczynić się również do zahamowania wypadania. Sama popijam je codziennie od około 3 tyg. Niestety wypadanie bez zmian (a nawet gorzej, o czym ostatnio wspominałam, jednak nie wiąże tego z drożdżami), ale rzeczywiście zauważyłam znacznie szybszy przyrost.


Oleje:
Poza ogólną poprawą kondycji włosów, często oleje mogą pomóc nam w walce z wypadaniem.
Wiele z Was z powodzeniem wciera je w skalp czego szczerze zazdroszczę, bo u mnie wypadanie właśnie się wtedy wzmaga. Warto więc wypróbować olejowanie skóry głowy i zobaczyć czy w naszym przypadku przyniesie to korzyści.
Przede wszystkim polecam wypróbować olej rycynowy, olej Khadi, olej Sesa, olej z czarnuszki, ale także wszelkie inne oleje które wcieracie na długość.




Suplementy - głównie Calcium Pantothenicum:
Możemy również wypróbować stosowanie suplementów. Dosyć często spotykałam się na blogach z recenzjami CP. Wiele dziewczyn wspominało o ograniczeniu wypadania. 
Przy suplementach warto jednak pamiętać, że aby zauważyć jakiekolwiek efekty musimy być systematyczne i cierpliwe (zresztą jak w każdej metodzie;)).
CP stosowałam przez parę tygodni, ale dosyć szybko zrezygnowałam, ponieważ jedno opakowanie starczało mi na mniej niż 2 tyg. i ciągle zapominałam kupić nowe. Niestety u mnie ani nie zahamował wypadania, ani nie przyspieszył porostu i nie przyczynił się do pojawienie baby hair.




Wszelkie kosmetyki przeciw wypadaniu:
Możemy również wypróbować różne szampony/ampułki/maski/odżywki/balsamy przeciw wypadaniu włosów, jednak zazwyczaj mają one dość ograniczone działanie. Nie mniej warto spróbować, ponieważ w naszym przypadku może przynieść to jakieś rezultaty.

A Wy macie jakieś sprawdzone sposoby w walce z wypadaniem włosów? 

wtorek, 15 kwietnia 2014

Jantarowy cud?

  Ostatnio pisałam o kryzysie, który mnie dopadł. Z dnia na dzień pojawił się straszny łupież, a włosów zaczęło wypadać dwukrotnie więcej.
Jednak sytuacja została równie szybko "opanowana", a przynajmniej na razie tak to wygląda.
Jak to się stało?
A no tak, że w piątek wybrałam się po wcierkę Jantar, której jedno opakowanie już zużyłam. Ponieważ nie mogę jakoś zmobilizować się do wcierania kozieradki (jestem w tym strasznie niesystematyczna) to postawiłam na Jantar, który jest bezzapachowy i spokojnie mogę go wcierać po umyciu włosów.
Niestety znowu nie posiadam własnego zdjęcia, ponieważ nie lubię tej szklanej butelki i jej zawartość przelewam do atomizera.



Już następnego dnia po użyciu zauważyłam,że włosów leciało mniej. Byłam w lekkim szoku, ale pomyślałam, że nie raz bywało tak,że jednego dnia było lepiej,a drugiego gorzej, dlatego nie ma co się przedwcześnie cieszyć. Wtarłam więc wcierkę w skórę głowy w sobotę,niedziele i poniedziałek. Dziś widzę,że wypadanie każdego dnia stopniowo się zmniejsza. Czy to w ogóle możliwe żeby jakikolwiek specyfik zadziałał właściwie już po pierwszym użyciu?:)
Jeśli tak to ja zamawiam od razu cała paletę Jantaru! :)

Myślę,że większość z Was go zna, ale dla tych które do tej pory się z nim nie spotkały:

Działanie:
Według producenta wcierka hamuje wypadanie włosów, stymuluje ich wzrost i odżywianie. 
Jantar przewija się na wielu blogach i z tego co zauważyłam u większości użytkowniczek przede wszystkim przyczynia się do pojawienia baby hair oraz przyspieszenia porostu. Kilka wspominało również o ograniczeniu wypadania pod czym podpisuję się i ja:)
Osobiście, podczas wcześniejszego stosowania zauważyłam wysyp baby hair. Pojawiło się ich wtedy naprawdę sporo.
Myślę, że jeśli jeszcze wcierka nie zagościła pośród Waszych włosowych zapasów to warto to zmienić i zobaczyć jak się sprawdzi;) 

Nie raz wspominałam, że poza tym, że nadmiernie wypadają mi "stare" włosy to równie mocno wypadają te, które dopiero co odrosły:( Zebrałam ostatnio parę włosów różnej długości żeby Wam to pokazać.
Przepraszam za tę beznadziejną jakość zdjęcia i odbijająca się lampę, ale bez niej nic nie było widać;)




Mam nadzieję, że ograniczenie wypadania rzeczywiście związane jest z zastosowaniem Jantaru,a nie z jakimś przejściowym stanem. Poza tym chciałabym Was spytać jaką nawilżająca maskę mogłybyście polecić? Planuję zakupić kolejne opakowanie mojej niezastąpionej Natur Vital,ale chętnie wypróbuje czegoś nowego. Szczególnie Waszych włosowych must have!

wtorek, 8 kwietnia 2014

Maska Natur Vital aloesowa - moje włosowe must have!

  Dziś przychodzę do Was z moją pierwszą recenzją na blogu:) Sama bardzo lubię takie wpisy i uważam, że ta maska zasługuje na osobny post.
Niestety moje wydenkowane opakowanie zostało wyrzucone, więc muszę posłużyć się zdjęciami z internetu.


Skład: 
Aqua, Cetearyl Alcohol, Aloe Barbadenis Leaf Juice, Cetyl Esters, Glycerin, Juniper Communis Fruit Extrat, Behetrimonium Chloride, Panthenol, Cetrimonium Chloride, Parfum: Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Sehydroacetic Acid, CI 7789

Bardzo lubię wszystko co proste i treściwe. A ten skład zdecydowanie do takich należy.
To co najważniejsze to sok z liści aloesu już na 3 miejscu.  Ma on silnie nawilżające działanie.
Możemy w nim znaleźć również glicerynę (nawilżenie) oraz ekstrakt z owoców jałowca (6 miejsce).
Ekstrakt zmniejsza wydzielanie łoju, dlatego może sprawdzić się u osób z przetłuszczająca się skórą głowy oraz z łupieżem. Ponadto aktywuje nasadę włosa pobudzając włosy do wzrostu.
W masce możemy znaleźć również pantenol, który nawilża, wygładza, nadaje włosom połysk i ułatwia ich rozczesywanie.

Opakowanie/wydajność/zapach:
Maska zaopatrzona jest w takie piankowe zabezpieczenie. Mnie denerwowało, dlatego od razu odkręciłam wieczko i ją wyciągnęłam. Poza tym nie mam nic do zarzucenia, wieczko otwierane na klapkę mi pasowało. 
Maska jest raczej gęsta i łatwo nakłada się na włosy. Wystarczy naprawdę niewielka jej ilość żeby poczuć działanie. 
Niestety ja swoją trzymałam pod prysznicem, co było głupim pomysłem:( Po pewnym czasie woda dostała się do wnętrza opakowania, maska zrobiła się wodnista, spływała mi po rękach i miałam wrażenie,że zaczęła gorzej działać. Mimo, że pozostało mi jej jeszcze trochę to przy sprzątaniu opakowanie spadło, otworzyło się i cała zawartość się wylała:( 
Maskę miałam około 3 miesięcy. Włosy mam średniej długości, sporo mi się jej ulało, resztka zupełnie zniknęła w odpływie i dodatkowo podbierała mi ją mama;) Stosowałam ją mniej więcej co drugie mycie.
Jeśli chodzi o zapach to mi on zupełnie nie przeszkadzał, ale ja mam wysoką tolerancję;) Po pewnym czasie w ogóle go nie czułam, ale wiem, że sporo dziewczyn na niego narzeka.

Jak ją stosowałam: 
W związku z tym, że nie mogę zostawiać żadnego produktu dłużej na mojej głowie (mocniejsze wypadanie), to maskę stosowałam jako odżywkę po myciu. Nakładałam ją mniej więcej co 2-3 dzień na długość, od ucha w dół, na kilka minut, w czasie których brałam prysznic.  Efekty i tak były znakomite, więc zdecydowanie polecam spróbować trzymać ją przez dłuższy czas.

Moja opinia:
Maska zdecydowanie mnie zachwyciła! 
Zauważyłam dużą poprawę stanu włosów od początku jej stosowania. Nabrały blasku, zawsze były niesamowicie miękkie w dotyku (uwielbiałam je macać:D). Z rozczesywaniem nie było żadnych problemów (nawet gdy były jeszcze mokre). Włosy stawały się sprężyste i wygładzone, a jednym z najważniejszych dla mnie pozytywów było to, że znacznie mniej plątały się w ciągu dnia. 
Maska nawilża jak żadna inna, a przy tym ani razu nie obciążyła moich cienkich włosów!
Zawsze mogłam na nią liczyć i kiedy chciałam mieć pewność, że moje włosy będą w jak najlepszej formie nie wahałam się jej użyć.
Jestem pewna, że na jednym opakowaniu się nie skończy:)

Dostępność/cena: 
Maskę możemy dostać jedynie w drogeriach Natura, ale niestety też nie w każdej. Swoją udało mi się dopiero upolować w pasażu Metra Centrum, mimo, że wcześniej szukałam jej chyba w 3 drogeriach. 
Cena to około 23 zł, ale zdarzają się promocje kiedy maska kosztuje około 19 zł. 


Niestety u mnie kryzys trwa w najlepsze:( Jestem coraz bardziej załamana...dzienna ilość wypadających włosów podchodzi już pod 300, nie mogę opanować łupieżu. Codziennie mam bad hair day i włosy stale muszę nosić związane, bo inaczej wyglądam jakby kopnął mnie piorun:( Jedyną odpowiednią dla mnie fryzurą jest warkocz, bo wszelkie koczki czy kucyki "wyciągają" ze mnie z 30 włosów.
Moje hormony muszą nieźle buzować, ponieważ zaczynam mieć coraz większe problemy z cyklem. Najpierw miesiączki nie widziałam przez 3 miesiące, potem pojawiła się po 2 tyg. 
Zaczynają mnie nachodzić myśli żeby znowu podciąć włosy,aby efekt ich wypadania był mniej widoczny i nie wyglądały tak straszliwie mizernie. Jedyne co mnie powstrzymuje to fakt, że jest mi po prostu w krótkich nieładnie. 
Czekam na 25 kwietnia jak na zbawienie (wizyta w szpitalu)! 

U Was też dziś było tak cudnie ciepło?:) Nawet nauka spektrografii emisyjnej w tak ciepły dzień, na tarasie i z w towarzystwie włosowych witaminek nie wydawała się taka straszna:) 


środa, 2 kwietnia 2014

Rosyjskie zakupy vol.1

  Przez ostatni tydzień nie miałam czasu na blogowanie:( Tak to już na moich studiach bywa,że pierwszy miesiąc semestru mam bardzoo luźny, nie mam jeszcze wielu zajęć, ani żadnych kolokwiów, a potem wszystko kumuluje się w jednym momencie. Na szczęście 2 pierwsze kolokwia za mną i na razie póki co tydzień przerwy:)
  W piątek wybrałam się na Targi medycyny i kosmetyki naturalnej przy Metrze Wawrzyszew. Niestety wybrałam dość niefortunny termin, ponieważ wiele stoisk było jeszcze nieczynnych (targi trwały przez cały weekend). Niemniej, udało mi się co nieco kupić:)
Od samego początku włosomaniactwa kusiły mnie rosyjskie kosmetyki. Na szczęście potrafię się opanować i nie kupować wszystkiego na raz tylko systematycznie zużywać to co mam:) Ponieważ moje zapasy lekko się już uszczupliły, to pomimo ostatniej "afery" z kosmetykami od naszych sąsiadów w roli głównej, postanowiłam je wypróbować.
Niestety muszę przyznać,że się nie przygotowałam (nie zorientowałam się jakie są ceny tych kosmetyków w internecie) wpadłam w lekki amok i nie do końca analizowałam co kupuję:( (co zdarza mi się bardzo rzadko,bo jestem sporą sknerą:P). Skutego tego jest taki,że przepłaciłam.


Jak widać wzbogaciłam się o:
- Balsam na kwiatowym propolisie.
- Szampon Love2Mix Organic z efektem laminowania.
- Olej ze słodkich migdałów.
- Olej kokosowy.
- Mydło Aleppo z olejkiem arganowym.

O ile balsam i olej ze słodkich migdałów wypróbowałam to szampon i olej kokosowy czekają na swoją kolej.
Pomimo bardzo rozbieżnych opinii na temat balsamu, na moich cienkich i skłonnych do obciążenia włosach sprawdził się na razie dobrze. Włosy były wystarczająco nawilżone, wygładzone i dociążone. Ciężko mi powiedzieć coś więcej, bo na razie użyłam go tylko raz.
Olej ze słodkich migdałów natomiast się nie sprawdził. Włosy po nim były może i gładkie oraz przyjemne w dotyku, ale fruwające na wszystkie strony;/ W żaden sposób nie mogłam ich ujarzmić, dlatego pozostało mi jedynie ich spięcie. Przy okazji nauczyłam się co tak naprawdę znaczy olej rafinowany i nierafinowany i jaki warto kupować, bo tej pory na mojej głowie zagościł jedynie olej Alterry, Babydream fur Mama i lniany,a poza tym żaden inny solo.
Natomiast  mydło aleppo szczerze pokochałam i jestem pewna, że będę do niego wracać! O ile nie mam problemu z trądzikiem, to moją zmorą są zaskórniki. Mydło doskonale oczyszcza twarz i powoduje,że są one zdecydowanie mniej widoczne, a skóra jest wygładzona. Dobrze sprawuje się do mycia całego ciała. Na razie nie próbowałam nim myć włosów, bo póki co, moja skóra głowy potrzebuje silnego oczyszczenia.

Niestety od kilku dni zauważyłam spory regres. Włosów znowu zaczęło wypadać grubo ponad 100 dziennie, a było już tak obiecująco:( Myślę, że spowodowane jest to nawrotem silnego łupieżu, który z kolei nie wiem skąd się wziął. Nie bardzo wiem jak z tym walczyć, bo wszelkie szampony i balsamy przeciwłupieżowe tylko wzmagają problem wypadania:( Na razie zawieszam wszelkie eksperymenty, oleje, wcierki, a pielęgnacje sprowadzę do minimum. 

A może Wy znacie jakieś skuteczne sposoby walki z łupieżem? Może jest jeszcze coś czego nie wypróbowałam, a będzie w stanie pomóc...

wtorek, 25 marca 2014

Piję olej.

  O pozytywach stosowania olei w pielęgnacji włosów nie muszę chyba żadnej z Was przekonywać. Ale jestem ciekawa, czy podobnie jak ja, stosujecie oleje od wewnątrz?:)
Sama jestem w tym temacie początkująca, ponieważ piję dopiero drugą butelkę.

Jakie płyną z tego korzyści?
Oleje (takie jak olej lniany,z wiesiołka,tran,olej z pestek dyni itd.) są kopalnią nienasyconych kwasów tłuszczowych omega-3 i omega-6. Przyczyniają się one do redukcji nadmiaru "złego cholesterolu", a podnoszą poziom "dobrego cholesterolu". Korzystnie wpływają na cykl miesiączkowy regulując pracę hormonów, łagodzi objawy zespołu  napięcia przedmiesiączkowego. Kwasy omega-3 mogą zahamować raka piersi, a także zapobiegać rozwojowi nowotworów w innych organach. Składniki oleju wspomagają naszą odporność. 
Nawilżają naszą skórę, przyczyniają się do upłynnienia łoju skórnego dzięki czemu nie dochodzi do zaczopowania gruczołów łojowych,a tym samym powstawania zaskórników. 
A przede wszystkim pite regularnie sprawią,że nasze włosy będą mocne i lśniące. Możemy również spodziewać się poprawy stanu paznokci. 

*Właściwości te oparłam na oleju lnianym. Poszczególne oleje mogą jednak się trochę pod tym względem różnić. 

Jaki oleje piję ja i w jakim sposób? 
Pierwszym olejem, który zakupiłam był olej z wiesiołka. Zamówiłam go na dozie i za 100 ml zapłaciłam 25.67 zł.

Dziennie piłam dwie łyżki stołowe. Początkowo robiłam to z zatkanym nosem od razu popijając czymkolwiek poza wodą. Po pewnym czasie się przyzwyczaiłam i piłam go normalnie:) Pod koniec polubiłam jego smak (lekko ziołowy). Niestety jego wydajność jest mała, skończył się po około 3 tyg. 

Aktualnie,od niecałych 2 tygodni, piję olej lniany budwigowy. Również zamówiłam go na dozie i za 500 ml zapłaciłam 22.48 zł. 
Ten również zaczęłam pić od zatkanego nosa i popijania czymś słodkim:) Teraz już tylko muszę go popić:)
Smak zdecydowanie mniej mi odpowiada, ponieważ przypomina mi olej z frytkownicy. 
Ten olej piję razem z tatą, dlatego jest mi łatwiej o tym pamiętać i motywować się żeby go wypić (tata od samego początku pije go z marszu:P). Z racji tego,że piję go z tatą (obydwoje po 2-3 łyżki dziennie) zostało nam go już około 1/3.

Następnie planuję kupić "prawdziwy" olej lniany, nie będący suplementem. W planach mam też spróbować inne oleje i wybrać ten, który będzie mi najbardziej pasował i przynosił najlepsze efekty. 

Co zauważyłam?
Przede wszystkim wzmocnienie odporności. Z tym jest u mnie bardzo krucho. Od dziecka jestem wiecznie schorowana, przez pewien czas musiałam codziennie przyjmować szczepionki na odporność.
Od stycznia nie byłam ani razu podziębiona, co w "normalnych warunkach" zdarzyłoby się pewnie już ze 2 razy;p
Mam wrażenie,że łatwiej jest mi się skoncentrować na nauce. Jeśli chodzi o cykl miesiączkowy to nie mogę nic na ten temat powiedzieć, ponieważ z powodu zaburzeń hormonalnych zatrzymał mi się:(
Skóra, pomimo tego, że często zapominam ją nabalsamować, nie jest sucha co również często mi się zdarza.
Jeśli chodzi o włosy to mniej więcej od nowego roku zauważyłam,że wypada ich mniej. Nie wiem czy to zasługa oleju, ale być może tak:) Ogólnie mam wrażenie,że w ostatnim czasie poprawiła się ich kondycja,a przede wszystkim zaczęły bardziej błyszczeć. Ponieważ rzadko stosuje olej zewnętrznie, nie mogę nakładać na dłuższy czas odżywek to myślę,że te efekty mogę przypisać właśnie piciu oleju.

Jak pić olej kiedy nie możemy przełknąć go solo? 
Przeglądając różne blogi znalazłam kilka sposobów na picie oleju. Żadnego z nich nie próbowałam, ponieważ nie mam problemu z piciem go samego:) 

1. Możemy spożywać go po prostu jako dodatek do sałatek, sera białego, kanapki, serka wiejskiego a nawet owsianki;)
2. Możemy zapijać go łyżeczką soku z cytryny.
3. Możemy go połączyć np. z syropem malinowym, wiśniowym bądź jakimkolwiek innym i wodą. 
4. Podobno nie czuć jego smaku po połączeniu z sokiem marchwiowym typu Kubuś.

Jestem ciekawa czy któraś z Was pije oleje? :) A może znacie jakiś sposób żeby ich picie nie sprawiało smakowych problemów? 

czwartek, 20 marca 2014

Lutowo-marcowa pielęgnacja.

  Pierwszy miesiąc od założenia bloga minął, dlatego postanowiłam dziś podsumować jak wyglądała moja pielęgnacja w tym czasie oraz sprawdzić jak zmieniły się przez ten czas włosy;)
Niestety nie mierzyłam na początku ich długości,dlatego nie jestem w stanie określić ile przez ten czas urosły. Bluzka, która miała mi pomóc w określeniu przyrostu (ta na zdjęciach) nie zdała swojego egzaminu, ponieważ za każdym razem układa się inaczej i ciężko mi porównać zdjęcie z dziś i zdjęcie sprzed miesiąca:(
Ale wydaje mi się,że włosy podrosły dość sporo zważywszy na to,że zawsze rosły mi wolno (wyjątkiem był czas przyjmowania tabletek kiedy to rosły jak szalone!).



Mycie:
Włosy myłam zazwyczaj codziennie, czyli tak jak zawsze. Kiedy nie szłam na uczelnie, zdarzało mi się myć co dwa dni, ale włosy oczywiście się później na mnie mściły - wypadało ich znacznie więcej:(
Myje je metodą OMO i jako pierwszą odżywkę używam Mr.Potter's z melisą, która jako odżywka po myciu w ogóle się u mnie nie sprawdza - nie robi z włosami kompletnie nic. Skalp myję szamponem Seboradin do włosów wypadających i przerzedzających się. Wypadania oczywiście nie zahamował, ale nie plącze mi włosów i są po nim całkiem przyjemne:) 
Odżywianie:
Ponieważ nakładanie masek na dłuższy czas jest u mnie obecnie niemożliwe (włosy lecą jak szalone) to po myciu (na czas kąpieli) nakładam którąś z nich, a raz/dwa w tygodniu odżywkę Artiste. Zdecydowanie ulubioną masko-odżywko jest dla mnie Natur Vital - moje must have:) Idealnie nawilża, wygładza i dociąża moje włosy. 
Raz w tygodniu nakładałam na skórę głowy Zoxiderm 150, ponieważ nadal walczę z łupieżem:( Nie lubię tego robić, ponieważ po nim jest w ogóle pogrom jeśli chodzi o liczbę wypadających włosów. Ale coś za coś...
Olejowanie:
Przez ostatni miesiąc pozwoliłam sobie na małe szaleństwo z olejami, bo zdarzało mi się je nakładać nawet co drugie mycie (czyli nawet 4 razy w tygodniu). Oczywiście musiałam liczyć się z tym,że włosów wypadało więcej, dlatego w najbliższym miesiącu znowu będę musiała ograniczyć moje ukochane oleje:( 
Na przemiennie nakładałam Alterre i Babydream fur mama, którego nie ma na zdjęciu. 
Ostatnio wypróbowałam też olej lniany, który działa na mnie zdecydowanie najlepiej! Już czuje,że będzie to mój ulubieniec:)
Wypróbowałam też olejowe serum w spray'u, licząc, że chociaż to nie spowoduje większej ilości włosów w odpływie. Niestety...nic w tej kwestii się nie zmieniło, a działa na mnie zdecydowanie gorzej, dlatego nie będę stosować tej metody.
Wcierki:
Rozpoczęłam przygodę z kozieradką. Nie jestem jednak do końca systematyczna, ponieważ zdarzało mi się nie myć włosów, a z jej zapachem długo bym nie wytrzymała:) 
Wróciłam również do wcierania Jantaru po myciu (w różowym atomizerze). 
Widzę nowe baby hair, które bardzo mnie cieszą:) Niestety spora część z nich wypada;( Mam nadzieję,że chociaż 1/4 będzie na tyle silna,że wyrośnie...
W gorszych chwilach - kiedy skóra swędziała lub znajdowałam na niej strupki - wcierałam wcierkę na receptę. Muszę przyznać,że ją uwielbiam. Daje świetne uczucie rozgrzania i ten mentolowy zapach...:)
Zabezpieczanie:
Końcówki naprzemiennie zabezpieczałam jedwabiem CHI i Arganowym serum Joanna.
Wydaje mi się,że to one w dużej mierze przyczyniają się do mojego strasznego strączkowania, ale niezabezpieczone końcówki nadal mi się rozdwajają i łamią :(
Suplementacja:
Nadal przyjmuję Biotebal, który przepisał mi dermatolog. Codziennie piję też dwa kubki skrzypopokrzywy, ale w najbliższym tygodniu robię sobie miesięczną przerwę.
Od tygodnia piję też olej lniany - 3 łyżki stołowe dziennie. Na szczęście już się przyzwyczajam do jego smaku i nie muszę zatykać nosa:) Chociaż muszę przyznać,że olej z wiesiołka smakował mi zdecydowanie bardziej. 



Ahh...ile to ja się dziś nalatałam po całym domu żeby zrobić to zdjęcie:) Starałam się trafić na dobre światło, ale nie udało mi się, włosy są trochę prześwietlone:(
Na zdjęciu dobrze widać mój kolejny problem. Pomimo,że włosy rozczesałam raptem minutę wcześniej, na samej górze mam pełno sterczących i odstających włosów. To paskudne włosy dysplastyczne (dystroficzne?), których wyrosło mi CAŁE MNÓSTWO:( Wydaje mi się,że kiedyś ich nie miałam, albo była ich naprawdę znikoma ilość. Teraz jest ich naprawdę pełno...momentami mam wrażenie,że wszystkie nowe włosy które mi rosną to te grube,czarne,szorstkie paskudy:(



Zanim zaczęłam interesować się pielęgnacją włosów, moim największym problemem były końce. Ponieważ nigdy nie niszczyłam nadmiernie swoich włosów to wyższe partie były całkiem przyzwoite. Ale końce...wiecznie rozdwojone, roztrojone, suche, połamane,zakończone białymi kropkami. PASKUDNE! Od ścięcia widuję już niewiele rozdwojonych końcówek, ale nadal są przesuszone. Mam jednak nadzieję, że powoli będę to niwelować:) 


Poza tym byłam ostatnio na wizycie u ginekologa. Zrobił mi USG i z kolei on stwierdził, że jeden z moich jajników jest typowym jajnikiem PCOS:( Nazwał mnie dziwnym i trudnym przypadkiem, ponieważ jeden jest prawie wolny od pęcherzyków, a drugi nim zawalony.
Spojrzałam na USG robione w grudniu i zobaczyłam,że opis ma identyczny. Jednak Pani doktor diagnosta USG stwierdziła,że nie widzi nic niepokojącego... I komu tu wierzyć?
Na szczęście zbliża się mój termin przyjęcia na oddział endokrynologiczny. Mam OGROMNĄ nadzieję,że to będzie początek końca...W końcu się dowiem dlaczego jest tak a nie inaczej i zacznę leczenie.

wtorek, 18 marca 2014

Po pierwsze - diagnoza!

  Dziś chciałabym Wam zwrócić uwagę na to jak ważne jest właściwie zdiagnozowanie przyczyn nadmiernego wypadania włosów. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ w niektórych przypadkach działanie na własną rękę może przynieść więcej negatywnych skutków niż korzystnych. Tak było również w moim przypadku. Kiedy włosy zaczęły wypadać przetestowałam multum różnych sposobów żeby to zatrzymać. Olejowałam skórę głowy, starałam się myć włosy co 2-3 dni, myłam je delikatnymi szamponami, a czasem zdarzyło mi się nawet ich nie czesać! Jak szybko się okazało to tylko bardziej mi szkodziło niż służyło...
  Jakie są więc przyczyny wypadania włosów? Domyślam się, że zdecydowana większość z Was je zna, a szczególnie te które mają/miały z tym problem.
Jeśli zauważycie u siebie nadmierne wypadanie włosów, usiądźcie i zastanówcie się chwilę co może być tego przyczyną.

Nieodpowiednia pielęgnacja, niewłaściwa dieta:
Wszystkie doskonale wiemy, że nieodpowiednia pielęgnacja, czyli: częste farbowanie, prostowanie, suszenie gorącym nawiewem czy stosowanie nieodpowiednich kosmetyków mogą być przyczyną utraty włosów. Również niewłaściwa, uboga dieta, niedobór różnych składników mogą negatywnie wpłynąć na ilość i oczywiście jakość naszych włosów.

Co możemy zrobić?
Jeśli włosy wypadają nam z powodu nieodpowiedniej pielęgnacji czy niewłaściwej diety można powiedzieć, że mamy "szczęście" :) W takim przypadku "wystarczy" lepiej o nie zadbać, wykluczyć czynnik który przyczynił się do wypadania. Zmienić codzienną pielęgnacje, np. stosować delikatne kosmetyki, wypróbować i znaleźć najlepszy specyfik na wypadanie. Możemy rozpocząć przygodę z kozieradką czy różnymi wcierkami polecanymi przez inne blogerki:) 
Musimy zadbać o naszą dietę (w internecie łatwo możemy znaleźć co służy naszym włosom), możemy również wspomóc się różnymi suplementami. Należy jednak pamiętać, że musimy być w tym wszystkim systematyczne, wytrwałe i przede wszystkim cierpliwe. 
Warto również zastosować kurację skrzypopokrzywą, siemieniem lnianym czy drożdżami.

Stres, pora roku, uczesanie:
Nie od dziś wiadomo, że stres ma bardzo destrukcyjny wpływ na nasz organizm. Oczywiście jego skutki jako jedne z pierwszych widoczne są na naszych włosach:( 
Wiele z nas, na pewno zaobserwowało, że włosy zaczynają wypadać wiosną lub jesienią. Według dermatologów u których byłam to zupełnie naturalne i z uporem maniaka starali mi się wmówić, że właśnie to jest przyczyną mojego problemu;)
Zbyt ciasne upięcie włosów w kok czy kucyk może osłabić cebulki włosów i przyczynić się do ich wypadania.

Co możemy zrobić?
Oczywiście ciężko będzie nam przestać się stresować (sama doskonale o tym wiem, ponieważ jestem bardzo mało odporna na stres;/), ale powinnyśmy się postarać...Warto wprowadzić do naszego życia codzienną aktywność fizyczną, która przyczynia się do redukcji stresu. Pamiętajmy również o odpoczynku, który pozwoli nam zregenerować siły, ale też trochę wyluzować;) 
BARDZO ważne jest również, aby nie wpadać w panikę kiedy zauważymy nadmierne wypadanie włosów. Na początku swoich problemów dosłownie byłam kłębkiem nerwów. Co chwilę płakałam, myślałam tylko o tym, że zaraz wyłysieję. Nie muszę chyba mówić, że to błędne koło. Stresując się, przyczyniamy się do tego, że włosy lecą mocniej. Teraz już się z tym pogodziłam, zdystansowałam i być może dzięki temu zauważam mniej włosów w odpływie czy na szczotce:)
Pory roku nie zmienimy, więc jedyne co nam
pozostaje to odpowiednia pielęgnacja i przeczekanie do lata czy zimy:)
W miarę możliwości upinajmy luźno włosy, nośmy je rozpuszczone. Od kiedy zaczęły mi nadmiernie wypadać moją ulubioną fryzurą jest warkocz. Włosy nie są mocno ściśnięte,ale też nie walają się po podłodze, czy nie zostają na ubraniu.

Choroby skóry:
Łojotokowe zapalenie skóry, łuszczyca, łupież czy inne choroby skóry również potrafią przerzedzić nasze włosy.

Co możemy zrobić?
Bezwzględnie należy udać się do dermatologa gdy zauważymy zaczerwienienia, strupki, tłuste placki na głowie z łupieżem oraz gdy skórą głowy mocno swędzi i piecze.
Naprawdę nie warto leczyć się na własną rękę gdyż może to tylko pogorszyć sytuację.

Choroby, leki, operacje:
Niektóre choroby mogą przyczynić się do wypadania włosów. To np. różne zatrucia, anemia, poważne choroby ogólnoustrojowe, cukrzyca, a także choroby o podłożu autoimmunologicznym. Również choroby przebiegające z wysoką gorączką mogą skutkować przerzedzeniem czupryny. 
Niektóre leki na nadciśnienie, obniżające poziom cholesterolu, antybiotyki a także tabletki antykoncepcyjne mogą powodować wypadnie. 
Jednym z ubocznych skutków narkozy może być łysienie. W 2009 roku miałam operację na kolano i kilka tygodni po zabiegu włosy nadmiernie mi wypadały. Na szczęście skończyło się to równie szybko jak zaczęło:)

Co możemy zrobić?
Najlepszym rozwiązaniem w takim wypadku jest po prostu zasięgnięcie porady lekarza;) Czy to lekarza rodzinnego, internisty, dermatologa, czy lekarza, który przeprowadzał naszą operację. 

Hormony:
Na koniec moja wisienka na torcie ;) - zaburzenia hormonalne. 
Bardzo wiele kobiet zauważa nadmierne wypadanie po porodzie. Wiąże się to ze spadkiem estrogenu. W czasie ciąży nie wypadają one prawie wcale, a po porodzie to nadrabiają i wypadają te które już dawno powinny. Podobny mechanizm możemy zaobserwować po odstawieniu tabletek antykoncepcyjnych.
Również podwyższone stężenie prolaktyny we krwi - hiperprolaktynemia może spowodować wypadnie włosów.
Nieprawidłowy poziom hormonów tarczycy skutkujący niedoczynnością/nadczynnością tarczycy, a także choroba Hashimoto są jednymi z najczęstszych przyczyn wypadania włosów.
Androgenizacja, zespół PCOS czy zespół nadnerczowo-płciowy potrafią siać prawdziwie spustoszenie na naszej głowie o czym sama wiem najlepiej :(

Co możemy zrobić?
Niestety nie obejdzie się bez wizyty u endokrynologa i/lub ginekologa. Oni najprawdopodobniej zlecą wykonanie panelu badań hormonalnych, będą starali się zdiagnozować przyczynę problemu i dobiorą odpowiednie leczenie. Myślę, że jeśli planujemy leczyć się prywatnie to warto wykonać badania hormonalne od razu i z wynikami wybrać na wizytę, żeby nie mnożyć kosztów. Według mnie podstawą jest zbadanie poziomu TSH, testosteronu, androstendionu, DHEA-SO4 oraz prolaktyny. Lekarz, w razie potrzeby, zleci jeszcze np. badanie FT3, FT4, przeciwciał anty-TPO, przeciwciał anty-TG, 17-hydroksyprogesteronu, FSH, LH, etradriolu, 
W tym wypadku pozostaje nam uzbroić się w anielską cierpliwość, znaleźć jak najlepszego lekarza i liczyć,że diagnoza zostanie szybko postawiona, a zastosowana terapia przyniesie jak najlepsze skutki:) 


  Chciałabym Wam bardzo podziękować za komentarze i ciepłe słowa:) Każdy komentarz jest dla mnie na wagę złota! Bardzo się cieszę, że mogę poznać się i porozmawiać z innymi włosomaniaczkami :)

A Wy macie jakieś dobre i sprawdzone sposoby na wypadanie włosów? :)

piątek, 14 marca 2014

Blog - źródło frustracji + nowe nabytki:)

  Blog - źródło frustracji. Dlaczego?
Przed chwilą skończyłam pisać post o diagnozowaniu przyczyn wypadania włosów. Długi post, który zajął mi godzinę. Gdzie on jest? Przypadkiem go skasowałam:( Już nie wiem czy śmiać się, płakać czy denerwować...;) Nie mam siły na jego odtworzenie, dlatego pokaże Wam tylko moje nowe nabytki.

Wcześniej chciałabym jednak chwilę się "wytłumaczyć". Od ostatniego posta minęło sporo czasu. Szczerze się przyznam, że chciałam już porzucić bloga. Stwierdziłam, że jest mnóstwo, wspaniałych blogów o włosowej tematyce, prowadzonych przed dziewczyny doświadczone w tej dziedzinie. Bałam się,że mój nigdy nie osiągnie żadnego zainteresowania, ale...przypomniałam sobie po co głównie go założyłam: dla siebie;) Mam nadzieję,że blog pomoże mi w systematycznej pracy o powrót do utraconej ilości włosów.

Ostatnio byłam z mamą na zakupach w Legionowie (woj. mazowieckie), mieście obok którego mieszkam. Natknęłyśmy się na nowo otwarty sklep Mydlarnia u Franciszka. Mama sobie przypomniała, że fryzjerka mówiła jej o oleju, który uratował jej, nadmiernie wypadające włosy. Po 2 tyg. od rozpoczęcia stosowania zupełnie przestały wypadać.
Przechadzając się po sklepie (który BARDZO mi się podobał - wspaniale urządzony) trafiłyśmy na ten olejek. Zaczęłam czytać skład i od razu przypadł mi do gustu. Jednak szczęka mi opadła kiedy spojrzałam na cenę - 69 zł za 50 ml. Od razu chciałam wyjść ze sklepu,ale mama się uparła żeby mi go kupić (ma dość codziennego odkurzania dywanu i wyciągania z niego tony moich włosów;)).Oczywiście nie wierzę żeby ten olejek zatrzymał wypadanie włosów, spowodowane problemami hormonalnymi. ALE...stosuje go od 3 dni i jestem bardzo pozytywnie zaskoczona. Wcześniej, jakikolwiek olej nałożony na skórę mojej głowy powodowała wychodzenie ich całymi pasmami. Ten olej nie spowodował niczego takiego:) Ponieważ codziennie myję skalp silnym szamponem (inaczej zostają mi tłuste placki na głowie i włosy lecą na potęgę) i nie mogę nic na niego nakładać, nie trudno sobie wyobrazić, że jest mocno przesuszony. Wiąże więc z tym olejem duże nadzieję, ale na razie nie chcę zapeszać ;)




 Drugim nabytkiem jest balsam Shea. To zakup mojej mamy, ale po cichu nałożyłam go dzisiaj na długość włosów;) Ponieważ jeszcze są mokre ciężko mi określić ostateczny efekt, ale już czuje, że włosy są miękkie i niesamowicie pachną!
Nałożony na ciało sprawuje się znakomicie - skóra jest nawilżona, przyjemna w dotyku no i oczywiście pachnie:)


Co sądzicie o składzie olejku? Nie znam się do końca na olejach, więc nie wiem, czy i który jego składnik mógłby wykazywać takie "cudotwórcze" działanie jeśli chodzi o wypadanie.

piątek, 21 lutego 2014

Gdy włos zaczął lecieć...

  Dziś chciałabym Wam pokrótce opowiedzieć jak to się zaczęło;)
Moje włosy, od kiedy pamiętam, były cienkie i rzadkie, ale nigdy nie miałam problemów z nadmiernym wypadaniem (właściwie to nie wypadały mi prawie wcale). W pewnym momencie zauważyłam nawet że się wzmocniły i nieco ich przybyło. Podejrzewam, że spowodowane to było przyjmowaniem tabletek antykoncepcyjnych, które zarazem stały się najprawdopodobniej przyczyną moich problemów z wypadaniem.
W czerwcu, z powodu poważnych skutków ubocznych,  odstawiłam tabletki. Wiedziałam, że po odstawieniu włosy mogą polecieć z powodu spadku poziomu estrogenu, ale nie przejmowałam się tym za bardzo. We wrześniu (czyli 3 miesiące po ostawieniu) zaobserwowałam, że nagle włosy zaczęły lecieć. Początkowo nie były to jakieś znaczne ilości, więc się nie przejmowałam. Sądziłam, że to na pewno po tabletkach i wiedziałam, że muszę to przeczekać. Zaczęłam jednak pić skrzypokrzywę, siemię lniane i przyjmować suplementy (Revalid,tran). Ścięłam również włosy (planowałam zrobić już to wcześniej,ponieważ były b.zniszczone,a ja zaczęłam interesować się włosomaniactwem) żeby wypadając wyglądały mniej spektakularnie ;)
Z początkiem nowego roku akademickiego sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Włosy zaczęły wychodzić całymi pasmami (około 400-500 dziennie), były dosłownie wszędzie! Skóra głowy zaczęła niemiłosiernie swędzieć, pojawił się straszny łojotok (głowę mogłabym myć wtedy spokojnie dwa razy dziennie). Zapadła decyzja - wybieram się do dermatologa.
Ilość włosów zebrana po myciu i czesaniu (październik). Zaznaczam, że moje włosy nie należą do najdłuższych. 

Dermatolog za wiele nie pomógł. Stwierdziła, że to najprawdopodobniej wypadanie jesienne i poleciła ściąć włosy (byłam kilka dni po wizycie u fryzjera). Załamana stanem swojej czupryny, która coraz bardziej swędziała, przetłuszczała się, a włosy leciały coraz mocniej, postanowiłam wybrać się do kolejnego dermatologa. Tym razem dostałam receptę na wcierkę, biotebal, szampon Stieprox (po którym włosy zaczęły wychodzić jeszcze bardziej), balsam Zoxiderm 150 i cynk. Stosowałam 1,5 miesiąca (do grudnia) a włosy leciały i leciały...Załamana stwierdziłam, że to niemożliwe żeby po głupich tabletkach włosy WYCHODZIŁY  z głowy aż tak bardzo. Postanowiłam wykonać badania hormonalne na własną rękę, ponieważ dermatolog stwierdziła, że nie ma to najmniejszego sensu. Czułam jednak, że badania wyjdą ok. Jakież było moje zdziwienie gdy okazało się, że androstendion podwyższony jest u mnie 3-krotnie, testosteron ponad granicę, DHEAs podchodzi pod górną garnicę,a stosunek LH do FSH wynosi 1,6. Z wynikami wybrałam się do endokrynologa. Polecił on wykonać jeszcze badanie 17-OH progesteronu oraz USG jajników. Hormon wyszedł lekko ponad granicę normy, a na jajnikach pojawiły się pęcherzyki, jednak nie wskazujące raczej na PCO. Endokrynolog sugerował wrodzony przerost nadnerczy (zespół nadnerczowy-płciowy), jednak diagnozę należy potwierdzić jak najdokładniej. Dostałam skierowanie do szpitala na oddział endokrynologiczny. Poszłam zapisać się pod koniec stycznia,a termin dostałam na 15 maja:( Na razie utknęłam więc w jednym miejscu...
Oczywiście muszę zaznaczyć, że u endokrynologa byłam na około 4/5 wizytach, w międzyczasie odwiedziłam 2 innych dermatologów, a badania powtarzałam 2 razy. O kosztach jakie poniosłam nawet nie będę wspominać...Gdybym chciała opisać wszystko dokładniej wyszłaby mi rozprawka na 10 stron:)

OBECNIE: włosy wypadają trochę mniej niż przy październikowym (początkowym) wypadaniu. Przerzedziły się jednak okropnie. Straciłam ponad połowę objętości, pojawiają się prześwity. Włosy mi odrastają, mam pełno baby hair, ale...co z tego skoro wypadają równie zawzięcie jak włosy długie:(
Piję codziennie 2 kubki skrzypokrzywy, łyżeczkę oleju z wiesiołka, przyjmuję biotebal 5 mg i calcium pantothenicum. Włosy muszę myć codziennie, ponieważ przetłuszczają się z prędkością światła, a im bardziej tłuste tym więcej ich wypada:( Na szczęście udało mi się w miarę zapanować nad swędzeniem skóry głowy.
Dzisiaj byłam włosy po raz kolejny podciąć, mając nadzieję, że krótsze będą wyglądały na odrobinę gęstsze, a efekt wypadania będzie mniej przerażający. Poza tym pozbyłam się już prawie całych mocno zniszczonych włosów z czasów gdy jedyne co z nimi robiłam to: mocny szampon + odżywka silikonowa.
Moja pielęgnacja się zmieniła, ale o tym w innym poście...:)
Aktualnie wypadająca ilość włosów (to są włosy po samym czesaniu, przy myciu wypada drugie tyle, więc łatwo sobie wyobrazić ile ich wypada....)
1. Stan włosów przed wypadaniem (czerwiec). Jak widać, moje włosy nigdy nie należały do najgrubszych,ale teraz zdecydowanie tęsknie za taką grubością warkocza:( Może nie widać tego tak bardzo na zdjęciu (słabe światło), ale włosy były w fatalnym stanie. Połamane, porozdwajane, suche:(
2. Zdjęcie zrobione dziś, tuż przed wyjściem do fryzjera.
Niestety nie mam zdjęcia z października kiedy to ścięłam je po raz pierwszy od początku wypadania.

Najbardziej aktualne zdjęcie, zrobione przed chwilą:)

Zdjęcia nie są najlepszej jakości i nie ukazują wszystkiego tak jakbym chciała, ale trudno mi samej sobie je zrobić;)